Włóczykij Lubuski napisał swoje podsumowanie, pora na nasze.
Ponoć z kreatywnością w naszej ekipie jak w konflikcie Biedronki i Lidla – końca nie widać. Do tego stopnia, że ponoć jesteśmy w stanie zorganizować olimpiadę zimową w Katarze. Hmm. Nie mieliśmy tego jeszcze w najbliższych planach, ale potrzymajcie nam izotonik.
No więc jak z tymi X Nowymi Granicami było?
Można by pisać o długich naradach i sporach o każdy detal, jak długość taśmy zawieszanej na drzewie, można by napisać jak to podzieliśmy się na 2 obozy i przerzucaliśmy argumentami, czy zrobić 10 km czy nie (wiecie, dziesiąta edycja, dziesięć kilometrów), można by napisać, jak organoleptycznie wybieraliśmy smak piwa na metę (no przecież sikacza nie podamy!), ale… what happens in… – no sami wiecie.
W każdym razie pracowaliśmy, pracowaliśmy i przygotowaliśmy bieg. A na końcu Wódz wypowiedział formułkę, wg której zawody były całkiem ok (oryginalnego brzmienia też nie podamy, bo – patrz akapit wyżej).
Jak postanowiliśmy uczcić te 10 lat? Wybraliśmy pomysł najprostszy i najgenialniejszy z możliwych: after! Po co biegać, lepiej się… najeść 😊
Dystanse postanowiliśmy pozostawić bez zmian. Trasę też. Ona już dość dobrze funkcjonuje wśród biegaczy i kolarzy, więc po co ją zmieniać. Nam się podoba 😊
I partnerów też postanowiliśmy nie zmieniać. Są z nami od lat. Nie tylko nie odstrasza ich nasze wariactwo, ale wręcz chcą więcej angażować się w naszą działalność. Strażacy sami dopytywali czy to już, bo przecież zwykle było w lutym! A cukiernia od rogalików z ulgą przyjęła nasze zamówienie mówiąc: tak właśnie myśleliśmy, że państwo zadzwonią, bo przecież zawody niebawem! Sami widzicie, nic tylko organizować.
I chyba to wypaliło, bo tylu komplementów to dawno nie słyszeliśmy. Wielu zawodników zwracało się do nas z gratulacjami. Jeżdżą po Polsce i nie tylko, więc mają porównanie.
A w ogóle to przyjechało zdecydowanie więcej zawodników niż rok temu. The Kałuża też się stawiła w pełnej głębokości. Służby medyczne interweniowały kilka razy, na szczęście w niegroźnych przypadkach (jak drzazga w paluszku). Kilkanaście osób zeszło z trasy. Najciekawsza sytuacja była na punkcie w Nowym Kisielinie. Prowadzący zawodnik poczekał na zawodnika biegnącego tuż za nim, przybił mu piątkę i życzył powodzenia, a sam zszedł z trasy z powodu kontuzji.
Wśród pań doszło do niemałej sensacji. Sześciokrotna uczestniczka Monika Biegasiewicz wygrywała zawsze, gdy startowała. W tym roku musiała uznać wyższość zielonogórzanki Krystyny Macioszek.
Sporym powodzeniem cieszyła się strefa chillout przy mecie. Osoby oczekujące na zawodników miały miejsce do ogrzania się, wypicia czegoś ciepłego czy przekąszenia.
A skoro o przekąskach mowa – takich cudów to chyba nigdzie nie widzieliśmy! Nasi spece od cateringu, jedyni i najlepsi czyli ekipa Jefferson’s Cathering wzięła sobie do serca rzucone przez kogoś hasło, że na Nowych Granicach jedzenie jest tak dobre, że tylko krewetek brak. I oni to zrobili! Mało tego, były nie tylko krewetki, ale najprawdziwsze sushi. I desery z naszym logo! Miny zawodników – bezcenne.
A skoro mowa o naszych partnerach to nie sposób nie wspomnieć o tych, którzy wsparli nas najbardziej. Kolejny raz był z nami Consult Red oraz Agrobex. To dzięki nim nasze pakiety startowe były tak bogate, a zawodnicy na mecie otrzymywali koszulki czy czapeczki. Dziękujemy wszystkim, którzy pomogli nam w większy czy mniejszy sposób. Firmom Gezet, Joanna, Hemnar s.c., Biegostacja, ZPB Kaczmarek, Merynos.pl, Intercars, Wibalak, Sensus Ratownictwo Medyczne, Nadleśnictwu Zielona Góra, strażakom z OSP Jarogniewice, Stary Kisielin i Sucha, wszystkim wolontariuszom oraz Miastu Zielona Góra.
A skoro o mieście mowa to nie sposób nie wspomnieć na koniec o niespodziance, jaka miała miejsce podczas dekoracji. Cały zarząd Stowarzyszenia Nowe Granice (organizatora zawodów) został odznaczony medalami za zasługi dla rozwoju miasta: prezes złotym medalem, a wiceprezeski – srebrnymi.
I to by było na tyle. Bo choć wyobraźnia podsuwa nam jeszcze kilka akapitów, ale kto by tyle czytał. Lepiej iść pobiegać.
Do zobaczenia we wrześniu na Rollercoasterze!